Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ci powiem — zniżył głos — stanowczo ze mną jechać nie chce, mimo, że rozkazał jej cesarz. Powiada, że tam nudno... Wiesz co, jedź ze mną, wezmę cię, jako adjutanta...
Dowód łaski Kamila nie rozradował mego serca zbytnio.
— Wasza cesarska wysokość, toć nie odemnie zależy!
— Wiem, wiem, rozumiem! Byłyby trudności! Trzebaby prosić o permisję cesarza! Jeszcze się namyślę! Bo nie lubię do najjaśniejszego pana chodzić i mu się naprzykrzać. Dziś znów mnie skrzyczał...
Nasępił się, jakby nad czemś rozmyślając.
— Skrzyczał — prawił wnet dalej — powiedział, że jestem malowanym mężem, że Paulina wyprawia nie wiedzieć co, a ja nic nie widzę, że powinienem użyć mojej powagi... Czy ja wyglądam na malowanego męża?
Wyprężył się, napuszył, niczem paw i doprawdy, gdybym tak nie widział jego baranich oczu a nie słyszał głupiej mowy, wyglądał wcale srogo.
— Hę, wyglądam? — powtórzył.
— Ależ, któżby śmiał...
— Postanowiłem tedy z Pauliną, w myśl życzeń cesarza, rozmówić się bez zwłoki... Użyję powagi... Doprawdy, nie rozumiem aluzji... Jest mi niewierną? z kim?.. Wsżak Canouville był moim najlepszym druhem?.. Może ty?... to niemożliwe!.. Czekaj, zaraz się rozmówię, niech tylko wyjdzie z kąpieli... Będziesz świadkiem... a w razie czego, możesz mi się stać nawet pomocny...
Do stu par bomb i kartaczy! Gdzieżem się ruszył, popaść musiałem w jakowąś kabałę. Aczkolwiek milej było asystować scenie małżeńskiej

115