Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz, gdyby nie sukurs, jej cesarskiej wysokości, chwila jeszcze — a wszystko mogło być stracone...
— Nie pojmuję?
— Te przepustki, których się tak domagali, a o których wiedzieli, iż je stale noszę przy sobie... miałem ukryte za cholewą... ale w drugim bucie... Włożyłem je tam, aby w czasie jazdy nie wypadły z kieszeni... Jeszcze chwila i...
Roześmieliśmy się na wspomnienie niezwykłego schowanka, szczególniej, że śmiech, niby balsam koił, po przeżytych przygodach.
Zdala widniały już zarysy wież, kościołów i gmachów Paryża.
— Tu się rozstaniemy — rzekł Fouché — Strój nasz jest nieco zaniedbany, dzięki tym jegomościom, co nas tyle czasu tarmosili, bez żadnego respektu... Lepiej, aby nie widziano nas razem... Zwróciłoby to powszechną uwagę...
— Słusznie — potwierdziłem, spozierając na mój miejscami podarty cywilny ubiór. — Za łotrzyków snadniej przyjąćby nas można, niźli za walecznych kawalerów.
Doprawdy, dziwna to była kawalkada! Jej cesarska wysokość w zielonej, aksamitnej amazonce, wykwintna i piękna, jak zwykle, obok niej — rzekłbyś, unurzany w błocie minister — dalej, nieco do grassanta podobny porucznik — wreszcie szczerzący zęby negr, w ariergardzie.
— Moje otoczenie sądzi, iż wyjechałam na przejażdżkę! — ozwała się księżna.
— Dość długa przejażdżka, bo trwająca cały dzień niemal! — uśmiechnął się Fouché. — Cóż książe małżonek na to powie?
— Kamil? Che la bella cosa, gdyby ośmielał się wtrącać do moich spraw! Zresztą gotuje się do

110