Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   67   —

Tak też uczyniła, a Ilona stąpała za nią powoli, po kamiennych stopniach.
Nagle, kiedy Maryjka, znalazłszy się na górze, miała pochwycić za rączkę, otwierającą kominek, ten sam obrócił się na swoich zawiasach.
Z jej piersi wydarł się okrzyk lęku.
W przejściu stał jakiś człowiek i patrzył teraz na nie, z szatańskim wyrazem triumfu.
— Fitzke! — zawołała, przerażona — Garbus przeklęty! Jesteśmy obie zgubione!


Rozdział V.
UCIECZKA GÓRKI.

Wojewodzic, powróciwszy do swej komnaty, działał zgodnie z planem, ułożonym przez Maryjkę. Skoro zajaśniał świt, począł się ubierać z wielkim hałasem, a nawet pozostawił na krześle, dla niepoznaki porozrzucane szaty. Później, zszedł na podwórze i głośno wołał Jaśka, a ten przybiegł, przecierając oczy i udając mocno zaspanego. Wszystko szło najpomyślniej, bo chłopak sam nocował w izdebce i na jego nocną nieobecność nikt nie zwrócił uwagi.
Potem, udali się do stajen i zażądali swych koni, które im przywiedziono usłużnie. Jakże nie miała czeladź i koniuchowie nadskakiwać młodemu polskiemu szlachcicowi, gdy jaśnie hrabina odnosiła się doń z takim respektem, a ranna przejażdżka nie dziwiła nikogo. Tembardziej, że Górka, mijając hajduka, uzbrojonego w halabardę, a wartującego w bramie, rzucił: