Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   09   —

czasie jego nieobecności, niespodzianie napadły hordy bisurmańskie. Broniliśmy się dzielnie — podkreśliła z energicznym błyskiem w oczach — lecz trudno było sprostać przeważającej sile. A gdy nie pozostała już żadna nadzieja odparcia pohańców, wtedy mój stary sługa Iwan potajemnie wywiódł mnie z zamku. Wraz z nim uciekałam do Pesztu, sądząc, że gdzie po drodze brata napotkam. Tymczasem, tu w pobliżu, w czasie noclegu w karczmie, nagle na mnie napadnięto, porwano i osadzono w lochach. Jakiś potworny garbus oraz hajducy, wyglądający na zbójów... Jak się od Maryjki dowiedziałam, z rozkazu hrabiny Nadasdy... Po co? Na co? Nie wiem.... Bo wcale jej nie znam i nie uczyniłam jej żadnej krzywdy... A jestem tak biedna, że najmniejszego nawet za mnie nikt nie złoży okupu.::
— Niepojęte... — mruknął Górka.
— W czasie napadu — opowiadała dalej — Iwana w karczmie nie było. Inaczej obroniłby mnie. A gdy się dowiedział, żem zginęła, stracił głowę. Przybył do tego przeklętego zamku, aby mnie ocalić i sam życie postradał. Wszak wyznała, niedawno ta przebrzydła wiedźma, iż wrzucono go do przepastnej studni. Wrzucono, by nie pozostał żaden świadek zbrodni i wszelki ślad po mnie zaginął. I cóż mi pozostało, kawalerze? Iwan, który mi był więcej niż sługą, ojcem prawie, bo mnie wychował od dziecka, zabity; zamek zburzony i rozgrabiony, a brat gdzieś na Węgrzech zaginął! Gdzie pójdę, gdzie się obrócę? Lepiej, pozostawcie mnie w tych lochach...
Znów jej piersią wstrząsnął potężny szloch. Wojewodzica również coś ściskało za gardło. Z mocą, jednak zaprzeczył:
— Nie należy nigdy tracić nadzieji, mościa panno!