Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

dlań ogromne poważanie. Co z znim czyni, nie wiem, ale nie wolno nikomu wchodzić do astrologa i tylko Fitzke mu jedzenie nosi. Pod tym mieszkaniem zaś, znajduje się bardzo dziwna izba. Jeśli nacisnąć jedną ze ścian, z pod stóp usuwa się część podłogi i ten, który tam stał wpada do głębokiej studni. W drugiej ścianie, mieszczą się potajemne drzwiczki, prowadzące właśnie do owych sekretnych lochów. Niemi przenika tam hrabina i Fitzke, oraz tamtędy wnoszą pochwycone ofiary...
— I wyście, Maryjko — zawołał z podziwem — to wszystko wykryli?
— Przypadkiem! Całkowicie, przypadkiem! — skromnie odrzekła. — Lecz, zaczekajcie, wojewodzicu, niechaj wam po porządku powtórzę...
— Słucham...
— Gdy ujrzałam to nocne porwanie, jakie napełniło mnie lękiem i żałością dla zawleczonej do lochów nieznajomej dziewczyny, nie mogłam się uspokoić. Z nikim nie śmiałam się dzielić mojemi spostrzeżeniami, bo czułam, że mi nie uwierzą, lub co gorsza, doniosą hrabinie i również osiądę w turmie. Dziwiło mnie tylko, czemu tak postępuje i do dziś dnia nic wyrozumieć nie mogę. Na cóż te porwania, gdy okup jej niepotrzebny i jest tak bogata, że złoto rozrzuca garściami, a nieraz hojnie darzy żebraków?
Górka pokręcił głową. I on nie pojmował celu tych niezrozumiałych zbrodni.
— Od tego dnia — mówiła dalej — jęłam bacznie śledzić i podobnych scen dostrzegłam sporo. Stale w nocy, w znacznych, wprawdzie, odstępach czasu, Fitzke przywoził kogoś do zamku i ten niknął w lochach. A ponieważ o więźniach nie wspominano nigdy i nie opusz-