Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   42   —

— Zgadzam się! — powtórzył. — Potajemnie w nocy się spotkamy. I niechaj nas, wiedzie!
Jaśko kiwał głową z zadowoleniem.
— Już ja wszystko z Maryjką ułożę! — szepnął. — Przyjdę po was, wojewodzicu, gdy wszyscy w zamku posną. A teraz ucieknę, żeby się nie spostrzegli, iż się naradzamy, bo ta pokraka Fitzke, wciąż włóczy się po komnatach a ucha nadstawia!
— Aj...
Raptem obaj odskoczyli od siebie. W tejże chwili rozległ się stuk w drzwi komnaty — i przewidywania Jaśka sprawdziły się całkowicie. W drzwiach ukazała się twarz garbusa, który ich przeszył świdrującym wzrokiem. Wnet jednak, wywołał na swej ohydnej twarzy uprzejmy wyraz i jął tłomaczyć cel swego pojawienia.
— Jaśnie wielmożna hrabina — rzekł — przysyła mnie, abym się zapytał, czy czego nie potrzeba, waszej miłości!
— Dziękuję! — odparł Górka, jak mógł najuprzejmiej. — Nic mi nie potrzeba!
— W takim razie pani hrabina prosiła oznajmić waszej miłości, że za pół godziny z obiadem oczekuje na niego!
— Dziękuję! — raz jeszcze mruknął i odwrócił się od garbusa plecami, by mu nie okazać swej odrazy i swego podrażnienia.
Czas, który go dzielił od obiadu, spędził wojewodzic na szybkim spacerze po obszernem podwórzu zamku. Mimo, że w duszy Górki wrzała burza, maskował się, jak mógł i uprzejmie odpowiadał na pozdrowienia napotkanych hajduków. Cel właściwie podwójny był tej przechadzki. Przedewszystkiem, opanować się nieco, by móc