Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

mansthal lekko się zachwiał i począł cofać. Nie sądził nigdy, że Górka zdobędzie się na podobny wypad, a walkę wiódł nader ostrożnie, pragnąc przeciwnika ostatecznie osłabić, a później z nim skończyć.
— Za mnie... Za Ilonę... Za Maryjkę — ryknął Górka i z nową mocą zadzwoniła karabela — Czekaj, nie znasz jeszcze tego, czego mnie ojcowie nauczyli...
Skupił się, przysiadł, skoczył z furją i potężnego młynka zakręciła karabela. W tejże chwili, rapier grafa złączył się z nią na sekundę w żelaznym uścisku, wyleciał z ręki Hermansthala i wysoko furknął w powietrze.
— Teufel! — zaklął, blady, stojąc teraz bezbronny przed podniesioną karabelą Górki...
— Młyniec! Słynny polski młyniec! — rozległy się zewsząd pełne podziwu dla wojewodzica okrzyki — Ale ci pokazał pludrowi, jak się walczy! Walże teraz przez łeb szwaba...
Gabor wykonał jakiś nieokreślony ruch, niby go chciał od tego ciosu powtrzymać. Może obawiał się, że śmierć grafa, wprawdzie poległego w pojedynku, oznaczała jednak natychmiastową wojnę z cesarzem Rudolfem.
Ale, zamiarem Górki nie było pastwienie, lub też uśmiercenie austryjaka. Zbyt wiele miał na to szlachetności, mimo że w jego sytuacji nie krępowałby się tem żadem rycerz. Wystarczyło mu całkowite upokorzenie grafa.
— Mógłbym wam łeb ściąć — ozwał się do Hermansthala, który nie spuszczając wzroku z wojewodzica, pozornie spokojnie oczekiwał na swój wyrok — i nikt zato nie rzekłby mi złego słowa, bowiem postąpiłbym zgodnie z przyjętemi prawidłami rycerstwa. Ale, nie pragnę