Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy inny pojąłby, że skoro rozwiały się projekty z Kuzunowem, pragnie ona momentalnie gdzie indziej zarzucić swe sieci i że do tego potrzebny jej jest oddany wspólnik. Wszak wspomniała wyraźnie, że ma już w swej głowie pewien plan i jeśli chciała wyjechać, to na grunt z góry przygotowany. Zrozu miałby to każdy, na miejscu Marlicza, ale, jak już zdążyliśmy się przekonać, był on życiowo niewyrobio ny i naiwny. Poza tym zakochany w Tamarze i jak każ dy zakochany, ślepy.
Mimo wszystko, zagrały w nim jednak resztki o strożności.
— Więc dlatego — zapytał — chcesz mnie za brać ze sobą zagranicę, że przeznaczasz mi pewną ro lę?
— Pewnie! — wyrwało się jej mimowoli.
— Jakaż to będzie rola?
— Zbyt wcześnie o tym mówić! Dowiesz się w swoim czasie...
— W każdym razie... Znasz tam kogoś? Pragniesz przeprowadzić pewne sprawy?
— Napewno nie jadę dla własnej przyjemności. Jeśli chcesz wiedzieć koniecznie, to zaledwie przed kilku miesiącami powróciłam z zagranicy, gdzie miałam pewną poważną sprawę i wówczas nawinął mi się Kuzunow. Uważałam, małżeństwo z nim za dale ko lepsze i pewniejsze, niż to, o czym ci wspominam, ale obecnie nie mam wyboru. Przyznaję, jest to sprawa dość trudna i niebezpieczna, ale pachnie setkami tysięcy i jestem przekonana, że ją pomyślnie za łatwimy.
— Niebezpieczna?
— Tak! Chyba nie jesteś tchórzem? Masz dobry wygląd — taksowała go teraz, a w jej wzroku nie było cienia miłości, , raczej kupieckie wyracho-