Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jać przyzwyczajenia do luksusu, trzeba będzie popełnić nowe oszustwo. Jeśli nie tutaj, to gdzieindziej.
Do czego to wszystko doprowadzi?
Szczególniej, gdy Tamara już poczyna z nim rozmawiać, jak rozmawiała przed chwilą i może czasami nabiera przekonania, że jest jej tylko kulą u nogi.
— Straszne!
Jerzy wzdrygnął się, gdy wiem ktoś głośno zawołał za nim po francusku:
— Panie hrabio...
Nie odwrócił się, zapomniawszy nawet obecnie o swoim fałszywym hrabiowskim tytule..
— Panie hrabio Marlicz! — posłyszał powtórnie i zupełnie wyraźnie.
Przystanął i obejrzał się ździwiony. Szedł za nim pośpiesznie jakiś wysoki, elegancko ubrany pan i dawał mu ręką znaki, aby się zatrzymał. Poznał go. Był to jeden z Anglików, którzy sekundowali Monsley‘owi.
— Ja, do hrabiego! — wymówił Anglik, zbliżyw szy się tymczasem — Szedłem do pana do domu, ale skoro napotkałem go, oszczędzi mi to trudu.
— Ma pan do mnie jakaś sprawę?
— Tak.
— Słucham?
— Mój przyjaciel, sir Edgar Monsley, niedawny pana przeciwnik, prosił koniecznie aby pan zechciał natychmiast go odwiedzić.
— Ja.... mam odwiedzić pana Monsley‘a?
— Z całym naciskiem zaznaczył, że jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki i leżąca przede wszystkim w pańskim własnym interesie.