Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Och! Z jaką lubością zaciągał się teraz tytoniowym dymem.
Jak piękne wydawało mu się wszystko, co w dział dokoła. I drzewa i kwiaty i dalekie, połyskujące lazurem morze. Zdawało mu się nawet, że inaczej świergocą ptaki i z jakąś radością powtarzają:
Żyjesz, żyjesz, żyjesz...
Jego sekundanci nie mniej byli ucieszeni, a Mon gajłło nie ukrywał swej radości.
— Widzisz kotusik, wszystko zakończyło się do brze.powtarzał — A najadłem się strachu o twoją skórę. Ho, ho, ho, kotusik. Wyszedłeś cało i postrze liłeś mistrza nad mistrze! Toć o tym będzie gadała ca ła Nizza... No — raptem zaśmiał się rubasznie i klep nął Jerzego z całej siły w kolano — ma słuszność ma jor, w pojedynku najniebezpieczniejszy fuszer!
Marlicz pomyślał, żewłaśnie dlatego ludzie rozsądni powinniby raz na zawsze zaniechać tych krwawych błazeństw, będących parodią honorowej satysfak cji. Jednak milczał. Tymczasem Brucz dodał:
— I ja rad jestem, że tak się stało. Monsley rychło będzie zdrów. Przyznać trzeba, że zachował się bardzo przyzwoicie i pogodził się z panem — obaj nie tytułowali stale Marlica „hrabią“ — Chociaż.. od samego początku miałem wrażenie, że wasze nieporozumienie ma głębszy podkład. Wydawało się, że chce panu powiedzieć coś poufnego, ale w ostaniej chwili się powstrzymał.
Jerzy odniósł to samo wrażenie, a nawet zadowolony był, że Monsley nie dokończył zdania. Obawiał się, że będzie to jakaś nieprzyjemna rewelacja o Ta marze..
— Wątpię — bąknął umyślnie
Dalej rozmowa potoczyła się na obojętne tema-