jak po strzale zasłaniać się bronią, by kula trafiła ewentualnie w pistolet, a nie w ciało.
Mimo jednak tych opowiadań i pouczeń, obaj mie li zafrasowane miny, i widać było, że nie daliby dwóch groszy za skórę swego klienta.
— I po co ci to było, kotusik? — o mało znów nie wyrwało się Mongajle, wnet się jednak pohamo wał i głośno rzucił:
— Uszy do góry, kotusik! Wszystko dobrze bę dzie! A teraz idź do domu, wypocznij! Połóż się wcze śnie spać, my po ciebie przyjedziemy rano. Pojedy nek wyznaczony na siódmą na bo[1] pod Nizzą.
Marlicz nadal nadrabiał miną i nawet z uśmie chem — nie przyszedł mu łatwo ten uśmiech — pożegnał swoich sekundantów.
Dopiero, kiedy znikli i sam począł się kierować na piechotę w stronę domu z rozdrażnieniem mruknął:
— Doktora! Kto wie, czy w podobnych rzeźnickich warunkach wogóle potrzebny będzie lekarz! Prędzej właściciel zakładu pogrzebowego!
Teraz dopiero, gdy nikt go nie obserwował i nie musiał kryć się ze swym lękiem, ogarnęło go przygnębienie. W wyobraźni już zobaczył siebie na marach Monsley strzela konkursowo, napewno nie będzie go oszczędzał. Wydało mu się, że widzi arogancję i zawziętą twarz Anglika i omało wślad za Mongajłłą nie wykrzyknął głośno:
— Po co to mi było.
Ogarnęła go złość na Tamarę. Monsley musiał mieć na nią inne zamiary i w ten sposób chciał usunąć go ze swej drogi, sądząc, że jest jej mężem. Pocóż Tamara wdawała się z nim w konszachty, wiedząc, że narazi na niebezpieczeństwo Jerzego?
- ↑ Tekst druku nieczytelny.