Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ukarana. Dziś pragnę tylko spokojnego, uczciwego życia... choćby, jako bufetowa...
— Ależ, panno Mary...
— Proszę wysłuchać do końca... Nie chcę nowych rozczarowań... Pan twierdzi, że mnie kocha, iluż kobietom pan to powtarzał.
— Kiedy... Wszak już trzeci miesiąc...
— Przychodzi pan tu zupełnie bezinteresownie i nie razi pana ani ta knajpka, ani moja rodzina, ani moje otoczenie... Wie pan, na to trzeba nieco przywiązania, bo mnie samą to razi...
— Więc panno Mary, od pani tylko zależy...
— Skoro pan wytrzymał trzy miesiące, musi pan wytrzymać trzy następne... Gdy po tym terminie znowu wznowimy rozmowę, wtedy...
— Jeszcze trzy miesiące? Tak długo...
— To mój nieodwołalny warunek... Jeśli się nie podoba, dziś nawet odejść pan może... Wszak nic sobie nie obiecywaliśmy...
W Hipciu widać było, że toczy się ciężka walka. Trzy nowe miesiące próby były bolesne, ale musiał się do nich zastosować.
— Zgadzam się, — szepnął, — ale czy wolno mi będzie tu codziennie przychodzić?
Uśmiechnęła się filuternie.
— Oczywiście!... Knajpka jest dla wszystkich...
— No tak... ale...
— Co... ale?
Hipcio wreszcie wybełkotał:
— Czy wolno mi panią uważać za narzeczoną?

Mańka powoli podniosła rękę do góry i równie powoli przekręciła pierścionek, odwrócony kamieniem ku dłoni. Był to ten sam pierścionek, który ongi ofiarował jej Welesz, w czasie pierwszej wizyty...

234