Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szukając pomocy. Niestety od nich trudno było oczekiwać pomocy, lub najlżejszej wskazówki. Zniecierpliwiony poruszył ramionami, zapalił nie wiedzieć którą z kolej fajkę i uderzył się w czoło...
Postąpi tak, jak postępował w podobnych wypadkach, raz jeszcze zacznie od punktu wyjścia, sprawdzi stare dane, czy nie opuścił jakiego szczegółu, czy na coś pozornie nieznacznego a mogącego służyć cenną wskazówką, nie zwrócił dostatecznej uwagi... Raz jeszcze należało wybadać Mary, może obejrzeć jej mieszkanie — a nuż tajemnicza nieznajoma pozostawiła tam ślad jaki... Pochwycił słuchawkę telefoniczną, wymienił numer o ile jest w domu uda się do niej natychmiast.
— Czy zastałem panią? — zapytał, posłyszawszy tradycyjne „hallo”.
— Nie! — zabrzmiała odpowiedź.
— A kto przy telefonie...
— Służąca...
— Tu mówi detektyw Den! Dzieńdobry, panienko! Czy pani wyszła na spacer?
— Pani wyjechała z Warszawy...
— Wyjechała z Warszawy? Dokąd?
— Nie wiem...
— A prędko powróci?
— Nie wiem... Zdaje się nie prędko, bo zabrała wszystkie rzeczy... Mnie wymówiła i zapłaciła z góry do pierwszego... Lada dzień się stąd wynoszę...
— Czy panienka nie wie, jaka była przyczyna tego pospiesznego wyjazdu? Może pani otrzymała jaką wiadomość?
— Nie wiem!... A o co panu detektywowi chodzi?
— At, nic... Dziękuję...

Rzucił słuchawkę, pragnąc uniknąć dalszych rozpytywań subretki, zaciekawionej zapewne magicznem

178