Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niebezpieczeństwo jest więcej niż poważne! — wreszcie wymówił powoli — baronowa zbiera się do odlotu!... Weleszowi skradła miljon, u mnie zadowolniła się sześćdziesięcioma tysiącami... Ma dość, pragnie uciec, zaciera ślady... Sądzę, że załatwi się z nami krótko, nie bawiąc zgoła w zbytnie sentymenty... Usunie nas ze swej drogi, jako niewygodnych świadków...
Mańka poczuła, jak wzdłuż jej pleców biegnie lodowaty dreszcz lęku. I ją ostrzegał jakowyś instynkt, że skazano ich na śmierć, że podziemia te staną się ich grobem.
— Czyż nikt nam nie pośpieszy na pomoc? — zawołała rozmyślając nad sposobami ratunku — przecież pański szofer spostrzeże, że pan nie wraca...
— Odprawiła go pewnie wczoraj pod jakim zręcznym pretekstem skłamawszy sprytnie, lub tak jak i my, został uwięziony... Jeśli znajduje się na wolności może spostrzec się zbyt późno i zbyt późno zawiadomić policję... Tymczasem dziś w nocy zdecyduje się nasz los!... Tu niema chwili do stracenia...
— Co pan zamierza?
— Uciec! A nuż mi się uda!... W każdym razie mam browning, zapomnieli mi go odebrać... I wiesz co, Mary, ten brak ostrożności napawa mnie największą obawą! Ze wszystkiego wnoszę, że opuszczając tę willę, chcą nas zasypać w podziemiach lub wytrują gazami....
— Czemu nie skończyli z nami dotychczas?
— Nie wiem! I ja sobie nad tem łamię głowę! Ale nie miejmy żadnych złudzeń. Jeśli nie wydostaniemy się z pułapki, to...
— Pojmuję doskonale!... Ale jaka rada? Ach.

Stłumiła cichy okrzyk, spojrzawszy mimowolnie

174