Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słyszę, strasznie kłóci się Tamara z baronową... Prędzej, później sypnę — krzyczy — i moja będzie na wierzchu!.... Dobrze nie wiedziałam o co im poszło, a nawet nie zwróciłam na ten raban uwagi... Kiedy na drugi dzień wstaję — wchodzi do mojego pokoju baronowa i powiada, że Tamara umarła w nocy na serce... Zaraz ci ją dokądciś wywieźli... Coś mnie kolnęło, bardzo mi się to wydało podejrzane, bo dziewczyna była zdrowa, jak rzepa!... Kłótnia i nagle taka śmierć? Ale milczę...
— No... a co było dalej? — nagliła Mańka, którą teraz dopiero opowiadanie poczęło zaciekawiać.
— Milczę, udaję frajerkę! To baronowa teraz w przyjaźń do mnie największą. Może dla tego, żem od tamtych mniej głupia... Bo sprytna kobieta jej była potrzebna...
— Pocóż jej sprytna potrzebna?
— A ba, widzisz... Oprócz takich zebrań, jakie wczoraj widziałaś, to tu bywają jeszcze lepsze zebrania... Czasem się urządza karty a wtedy my, wystrojone w wieczorowe suknie, występujemy, jako hrabiny i trzeba gości dobrze rozbujać do gry — a jedna — ja to właśnie — musi, jak przyjdzie chwila, podmienić karty. Innym razem ,to znów przyjeżdża taka starsza paniusia sama z miasta — to tej pokazuj... greckie obrazy!... Wreszcie czasem, gość chce się zabawić sam na sam z panienką, to mu do portfela zajrzeć wypadnie...
— Ależ to zwyczajna złodziejska spelunka! — z oburzeniem zawołała Mańka.
— Tak ci się mądrzy, jak żeby nigdy z kasiarzami na miasto nie chodziła! — odcięła się koleżanka — Melina jest klawa, ale nie to najgorsze...
— Tylko...

— Więc dajże mi gadać!... Kiedy baronowa po-

164