Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nek! O ile nie mam bliskich znajomych albo kochanka... Bo tam trzeba się zgodzić na pół roku, przez ten czas nie widywać nikogo, nie pisywać do nikogo. Kochanka nie miałam, znajomych tak, jak nikogo... Słyszę, że przez te parę miesięcy forsiaków tyle naskładasz, co przez całe lata w Warszawie nie zarobisz — powiadam zgoda!....
— Acha... — mruknęła Mańka.
— Wyprowadziłam się tedy od Wielgusowej, po cichu tak, że nawet nie wiedziała Lolka... ta co ją znasz. Przyjeżdżam tutaj z tym starym. Przyjeżdżam i widzę same dziwy. Ta willa na górze to do pucu — a cały interes mieści się na dole, w suterynach, jakie oni sami urządzili i moc forsy musiało ich to kosztować... Bo pod tą willą, powiadam ci, jest cała druga willa... I ta sala, jaką widziałaś i pokoje dla gości i nasze pokoje i jadalny... A wchodzi ci się do tych podziemi odrazu z przedpokoju prawdziwej willi, schodkami schowanemi w gdańskiej szafie... O tym korytarzyku, w którym ty wczoraj byłaś, nie słyszałam...
— Nie słyszałaś?
— Nie, bo i nigdy nie byłam na górze!... Otóż przyjeżdżam ci ja do tej willi z tym starym, wiezie mnie w nocy po ciemku i sprowadza zaraz do tych pokojów... Ty spotyka mnie niby gospodyni, ta z którąś ty się wczoraj biła...
— To naprawdę właścicielka willi, któż to taki?
— Nazywają ją baronową Krauze... i ona sama każe się baronową nazywać... Pani Anna Krauze... ma lat ze czterdzieści, ale jeszcze ładna i może się podobać... A miła, uprzejma, grzeczna, jak zechce...
— Wiem coś o tem! — mruknęła Mańka, wspominając wizytę u siebie tajemniczej damy.

— Spotyka więc mnie baronowa i odrazu gada jak

161