Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie pozwoliła mu dokończyć zdania, rzucając z wyzywającym uśmiechem.
— A czy szanowny autor również w życiu takim być potrafi, jak swoich bohaterów opisuje?
— Spróbuj, to się przekonasz! — miał ochotę zawołać, przypomniawszy sobie jednak niektóre nieco „drastyczne“ sceny swych opowiadań, niewyraźnie bąknął:
— Zaręczam, że to tylko fantazja...
— Żałuję...
— Czemu?
— Wolę życie, niźli... książki...
Otocki chciał odpowiedzieć jakimś ciętym frazesem, ale pani Vera, snać uważając, że dość uwagi poświęciła pisarzowi, wszczęła ożywioną rozmowę ze stojącym obok niej panem.
Zagryzł wargi. Och, wyrafinowaną była kokietką. Rzucić przynętę, aby natychmiast potem zaznaczyć, że ten, któremu ją rzuciła, nic ją nie obchodzi. Niechaj się złości i sam nadskakuje, zabiega. Znakomita taktyka i doskonale znała pani Vera dusze mężczyzn. Na szczęście, Otocki nie zamierzał się zakochać. Ale czemu tak wpijała się w niego wzrokiem?...
— Cóż? Już z ciebie trup? — szepnął pan Tonio, który obserwował całą scenę...
— Mam wrażenie, że pożyję jeszcze!...

W tejże chwili pani Lala dała sygnał do kolacji, z którą widocznie tylko ze względu na spóźnienie się „demonicznej grzesznicy“ zwlekano. Lokaj otworzył drzwi do sąsiedniej sali jadalnej — i zabłysł długi stół, uginający się pod ciężarem kwiatów, kryształów i półmisków...

61