Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szcze dziwniejsze! Nie wybrnę dziś z bitwy z frazesami...
Zniechęcony, odrzucił pióro i zagłębiony w fotel, pogrążył się w zadumę. Może godzinę, może dłużej kręciły się myśli Otockiego niespokojnie w głowie, tańcząc szaloną sarabandę, w której fantazja przeplatała się z życiem i może na tle ostatniej historji powstałaby nowa powieść, gdyby tych rozmyślań nie przerwał raptem telefoniczny dzwonek.
Niechętnie ujął słuchawkę.
— Hallo!
— Ach, to pan, panie Aleksandrze — dźwięczny damski głosik wymienił poufale jego imię... Jakto dobrze, że zastaję drogiego mistrza...
— Witam, pani Lalo... Czemu przypisać zaszczyt...
Mówiła pani Lala Turowska, wielce wytworna i światowa osóbka.
— Pragnę pana porwać na dzisiejszy wieczór!
— Co za srogi zamiar, pani Lalo...
— Oczywiście, w sensie przenośnym... Będzie u mnie parę osób... Musi pan przyjść koniecznie.
— Kiedy... bo... — usiłował znaleźć jakiś wykręt, gdyż nie uśmiechała mu się wizyta.
— Niema żadnego... bo... Proszę przyjść i basta! Inaczej straszniebym się rozgniewała!...
— Ale moja powieść...
— Powieść nie ucieknie!... Oczekuje pana zato wielka niespodzianka...
— Niespodzianka?

— Pozna pan niebezpieczną kobietę... niewiastę

48