Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za chwilę!... A teraz proszę usiąść tu blisko koło mnie... na kanapie...
Drgnął. Zachęta aż nadto była wyraźna. Zresztą spodziewał się tej zachęty. Toć już w samochodzie tuliła się doń poufale, a później na schodach, gdy uścisnął jej rączkę, mocno odwzajemniła ten uścisk. Nie będzie jednak natarczywy. Może przódy nastąpią zwierzenia...
Przysiadłszy się tedy jaknajbliżej, tak, że ramieniem ocierał się o nią, oczekiwał, co dalej ona mu powie... Ale spodziewane wyznanie nie następowało... Milczała, odwróciwszy nieco, widocznie zawstydzona, główkę...
— Najprzód miłość... a później zwierzenia! — pomyślał cynicznie — Skoro sama chce...
Pochwycił zgrabne, smukłe paluszki i począł je obsypywać pocałunkami. Kusząco bielało, za pod wyciętej, wieczorowej sukienki obnażone ramię. Wzdłuż tego, ciepłego, a gładkiego, niczem jedwab ramienia, pobiegły jego usta. Nie broniła mu tej pieszczoty... Łakome usta wędrowały coraz wyżej, aż...
Aż krew zamieniła się w lawę...
Otocki nie panował dłużej nad sobą. Porwał w ramiona uroczą kusicielkę, przycisnął z całej mocy do siebie to gibkie i piękne ciało, namiętnie szukając jej ust....
Napróżno...
Umyślnie odwracała głowę czy to przez resztki jakiejś skromności, czy też by bardziej pożądanym stał się pocałunek.
Ale Otocki nachylał się coraz bliżej i już miał swemi wargami dotknąć jej krasnych, jak maliny,

18