Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek... Może dojdziem do zgody!... Ino bez dawniejszej grandy... Nie zalewaj i nie napuszczaj na wode... Bo, jak pragnę wolności, gnaty połamie...
Ostatni wykrzyknik nie uczynił na niej najmniejszego wrażenia.
— Zbyteczne pogróżki! Sama powiem...
— Pirwsze gadaj! Kto ty?
— Nazywam się Stratyńska! Ryta Stratyńska...
Drgnął. Nazwisko Stratyńskich było powszechnie znane.
— Co? Córka tego... bogatego... fabrykanta?
— Tak!
Jeszcze nie wierzył.
— Łżesz....
— Nie kłamię! Jestem jego córką! — odparła stanowczym tonem.
Pokręcił aż ze zdumienia głową.
— I ty... zwiałaś? Ty do nas... chcesz przystać?
— Chcę...
— Na ojca naprowadzasz „robotę“?
Na twarzy dziewczyny odbiło się wahanie. Dobierała słów, aby mu wytłomaczyć wszystko najzwięźlej i najjaśniej.
— Widzisz — poczęła — uważaj dobrze...
— No... no...

— Mój ojciec chce się po raz drugi ożenić... Z niejaką Verą Gerlicz... Zapewne nigdy o niej nie słyszałeś, ale to niema nic do rzeczy... Ta Vera Gerlicz jest awanturnica, zbrodniarka jeszcze daleko gorsza od najgorszego z twoich kolegów... Gorsza, bo brak jej serca i nie zna litości.

164