Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odepchnęła go siłą — zatoczył się o parę kroków, ale ten nagły opór podniecił apasza jeszcze bardziej.
— Te, matka! — krzyknął w stronę megery — Ostaw nas samych... Bendzie wesele!...
Jengutowa bez słówka wyszła do kuchenki, zamykając drzwi za sobą. I ona pojęła, że cała przygoda zysk przynieść może, o ile Józek postąpi z dziewczyną, jak zamierzył postąpić... A scena taka, jaka miała za chwilę się odbyć, scena brutalnego owładnięcia kobietą, aby z niej uczynić posłuszne narzędzie — czyż to dla niej pierwszyzna?...
Dziewczyna stojąc w kącie pokoju, ze skrzyżowanemi na piersiach rękami, poczęła nagle prosić:
— Józek! Co ci z tego przyjdzie? Jeśli chodzi o pieniądze... Mogę dać zapewnienie... Opamiętaj się!... Zechciej być człowiekiem!...
Lecz apasz zamienił się w pełne chuci zwierzę.
— Jak ciebie, dziewucha, mocno wyściskam to poznasz, że ze mnie człowiek...
Wszelkie prośby są obecnie daremne...
Czyż z nikąd nie pospieszy ratunek?
A za chwilę znajdzie się we wstrętnych objęciach. Już owiewa zapach źle domytego ciała i przepoconej bielizny. Mocne, żelazne łapy obejmują ją wpół i niosą tam... do sypialni... Źle ogolony podbródek drapie policzki, a cuchnące alkoholem i tanim tytoniem usta, szukają jej ust.
Jeszcze usiłuje błagać...
— Józek... puść...

Uścisk staje się coraz mocniejszy... Parę kro-

128