Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najlepiej wiesz, że tylko o dokumenty mi cho dziło! Ładniebyśmy wyglądali i ja... i ty... i Stratyński, gdyby je wykorzystała dziewczyna...
— Wszystko byłoby stracone...
— Niewątpliwie!
— Na szczęście najważniejsze pozostały u mnie w biurku! Zdołała pochwycić tylko część i to te, które posiadał Stratyński...
— Aleśmy je odzyskali... Wszystko skończyło się znakomicie...
— Sądzę, najlepiej będzie, gdy nie powiadomię jeszcze o niczem Stratyńskiego... Zręcznie muszę upozorować odnalezienie torby.... Toć dziewczyna teraz powróci.
— Powróci?
— Skoro przekona się, że kuferek pozostawiony u Otockiego zawiera same stare gazety?... Nie posiada przeciw nam żadnej broni w ręku?
— Ha!... ha!... ha!... Wyobrażam sobie jej zdziwienie!..:
— Warta tej nauki! Dawno nie spotykałam podobnej przebiegłości!...
— Wogóle nie pojmuję jej gry!
— Trudno z nią cośkolwiek przewidzieć!
Wypowiedziawszy ten ostatni frazes, Vera przymknęła oczy. Może wspominała raz jeszcze sprytne odzyskanie żółtej torby i szalone chwile, spędzone z Otockim? Może chciała dać do zrozumienia towarzyszowi, iż czuje się zmęczona i pragnie pozostać sama?
Pojął ten niemy znak. Podniósł się z krzesła.

— Widzę, żeś znużona! — rzekł — odchodzę!...

113