Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z radością pochwyciła wyciągniętą dłoń.
— Jakiś ty szlachetny — zawołała patetycznie — twój postępek jest godny ciebie, jest godny Musset’a. Wyznam szczerze: kocham go i nie jestem w stanie zapanować nad mojem uczuciem! Lecz życie całe będę ci najlepszą siostrą... nie! Co mówię, twoim najlepszym towarzyszem George’m!
— Dziękuję za te słowa! Puścimy stare urazy w niepamięć i spotkamy się za parę miesięcy, jak starzy koledzy! Teraz pragnę wyjechać.
— Nie, nie odjeżdżaj! Nazbyt jeszcześ słaby! Zaopiekuję się tobą jak bratem. Wszak już sporów nie będzie między nami!
Poeta pozostał, ale tylko parę dni. Chociaż dusza jego, jak i dusza bogdanki wpełni wpłynęły na szeroką falę romantyzmu, który cechował zarówno ich epokę jak i dzieła, a uwielbiał sytuacje niezwykłe, gromkie okrzyki, spazmy, płacze i dobrowolne poświęcenia z miłości — mimo to wszystko tkwiło w nim jeszcze coś z nieromantycznego mężczyzny. Trudno mu było patrzeć na ukochaną w objęciach rywala.
Jednak pozornie w ekstazie bohaterskiej trwa do końca, może tylko przez ambicję rolę „szlachetnego a odrzuconego młodziana“ odgrywa znakomicie. Zaprzyjaźnia się nawet z Pietro Pagello. Czuła obecnie i niczem nie skrępowana para nowych kochanków na pożegnanie ofiaro-