Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzać do ostateczności również ze względu na stosunki paryskie, gdzie jej postępowanie mogło być rozmaicie a niezbyt przychylnie komentowane. Chwilowo przycichła, udawała jedynie przyjaźń dla Pagello, zapewniając, że nic ją z nim nie łączy, a rozterkę trawionego namiętnością serca, wylewała w listach.
„Czy będziemy mieli dość siły — pisała w dni parę do doktora — by ukrywać przed nim nadal naszą tajemnicę? Kochankowie nie mają cierpliwości i nie umieją się maskować. Szkoda żem nie wzięła pokoju w innej oberży, moglibyśmy się swobodnie widywać, nie przyczyniając mu zmartwienia i nie ryzykując, że którego dnia popadnie w szał i posunie do ekscesów... Jemu wybaczyć już nigdybym nie mogła. Nawet, jeśli okaże skruchę. Przedewszystkiem nie wierzę w jego skruchę; o ilebym nawet przebaczyła, powróciłby wnet do starych nałogów. Jego duszy brak siły i szlachetności prawdziwej!.. Aby zaś zachować moją miłość i szacunek należy być bliskim doskonałości. Czym godna znaleźć podobny ideał? Niestety, tyle cierpiałam, tyle szukałam... daremnie... A może to ty, mój Pietro, urzeczywistnisz nakoniec sen złoty? Czemu spotkałam cię tak późno? Wszak przynoszę ci w darze urodę napiętnowaną biegiem lat, serce wyziębione zwątpieniem! Lecz nie! Nie wierz... Moje serce nie jest oziębłe! Jest surowe, podej-