Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wości nerwom czy wskutek trapiącego go podejrzenia, zerwał się z łóżka. Począł rozglądać się dokoła. W sąsiednim saloniku stał stół zastawiony dla dwojga osób, lecz na nim tylko jedna filiżanka. Szukał wszędzie, na meblach, nawet pod meblami... drugiej nie znalazł.
— Czy Pagello wczoraj bawił długo? — zapytał.
— Wyszedł po północy!
— Rozbierałaś się sama czy pomagał ci ktoś?
— Nie... nie wołałam służącej!
— Piłaś herbatę z doktorem?
— Tak!
— Jakim tedy cudem się dzieje, że jest tylko jedna filiżanka?
— Zabrano drugą!
— Kłamstwo! Nic nie zabrano, skoro mówisz, że po wyjściu Pagella nie wzywałaś pokojowej... Piliście z tej samej!
— Gdyby nawet tak było — hardo odparła Sand — to nie masz prawa wtrącać się do tych spraw! Rozchorowałeś się z rozpustnego życia, a przódy oświadczyłeś, że mnie nie kochasz...
— Musisz szanować pozory, bo uchodzę za twego kochanka! Poczekajcie choć dni parę, kiedy wyjadę i mnie nie będzie!
Cały dzień upłynął w grobowem milczeniu; wieczorem Alfred wchodzi niespodziewanie do pokoju i widzi, jak George pisze list.