Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ne, nie przypisując im jednak nigdy poważniejszego znaczenia.
Tym razem bóle są nieznośne, pada na kanapę, podnieść się nie może a nadbiegły syn Maurycy zastaje ją śród nieprzerwanych torsji.
Zawezwany miejscowy doktór Palpet, po obejrzeniu chorej, wziął syna na bok i oświadczył:
— Stan beznadziejny! Rak w żołądku...
Telegrafują do Paryża. Przybywa przyjaciel dr. Favre wraz z kilkoma chirurgami. Dnia 2-go czerwca ma miejsce operacja, którą Sand znosi ze stoicyzmem. Pot leje się z niej strumieniem, jest zmieniona. Prosi, aby wnuków nie wpuszczano do pokoju, żeby nie widzieli jej w tak „wstrętnym stanie“. Naogół operacja odbyła się dobrze, lekarze sądzą, że jest uratowana. Nagle jednak, 7 czerwca, następuje gwałtowne pogorszenie, otaczający widzą, że ostatnia chwila chorej nadeszła. George Sand wzywa wnuków, żegna się z niemi. Potem leży bezwładnie, szepcąc od czasu do czasu:
— A więc śmierć, śmierć...
Nagle w gorączce się zrywa:
— Żegnajcie, żegnajcie — woła — już umieram! Żegnaj Lino, żegnaj Maurycy, żegnaj Lolo, żeg... zapewne chciała wymienić imię trzeciej wnuczki Titiny, lecz sił zabrakło.
Po chwili: „Zasadźcie zieleń!... później... jestem głodna!...“