Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ VIII.
CZYŻBY ONA?...

Hubert Switomirski nie miał ochoty pozostać sam, z myślami własnemi. To też, gdy wraz z Uszyckim odwieźli Irmę do domu, chętnie przyjął propozycję przyjaciela udania się do jakiej knajpy.
— Dobrze! — rzekł — pojadę, ale tam, gdzie będzie mało ludzi... Drażni mnie dziś wszystko!... Szczególniej nie chcę spotykać znajomych!... Pozatem uprzedzam... dosłownie nie mam grosza... a po przegranej „Magnusa“ trzeba się pożegnać z kredytem...
— Żartujesz chyba... Ja proszę...
Baron rzadko kiedy okazywał się równie skorym do zaprosin. Raczej korzystał z hojności Huby. Bardzo to jednak ładnie świadczyło o nim, że dziś właśnie, nie opuszczał Switomirskiego w nieszczęściu a pragnął go rozweselić, rozerwać...
Zgodzono się na którąś z mniej uczęszczanych restauracyj i po chwili obaj panowie znaleźli się tam w oddzielnej lóżce. Pora była dość wczesna, zaledwie dochodziła siódma i prócz nich prawie nikt nie znajdował się na sali.
Uszycki zamówił specjalnie sutą wieczerzę, ale Huba nie tknął ani jednej z licznych poustawianych

87