Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pi wyścigu. Oj, nie przegapi — zauważył w duchu Grot — bo „Ruth“ dziś nawet nie powącha „Magnusa“.
Gdy tak stał koło swego wierzchowca, nagle posłyszał cichy szept Błaszczyka:
— Nasz hrabia z jakąś panią idzie...
Obejrzał się, sądząc w pierwszej chwili, iż Świtomirski wraz z siostrą nadchodzi. Wnet jednak, gdy w blaskach słońca lepiej parę rozpoznał, aż drgnął z nieoczekiwanego wrażenia.
Obok hrabiego spostrzegł Irmę...
Szła wesoła, uśmiechnięta, różowa od barwy szkarłatnej parasolki, którą osłaniała się od słońca, rozprawiając o czemś z ożywieniem. Wydawało się. dumna jest, że zechciał ją wprowadzić Huba na „paddock“ — to sanktuarjum, wyłącznie przeznaczone dla członków i właścicieli stajen, przed wyścigiem.
— Czego właściwie chce i poco przychodzi? — przemknęło przez myśl Grota.
Udając całkowitą obojętność, choć przypuszczał, iż przybywa li tylko, aby go zobaczyć, oczekiwał spokojnie dalszego biegu wypadków.
Istotnie, gdy zbliżyła się para, Świtomirski uprzejmie go przedstawił:
— Mój żokiej.. pan Grot...
Ubawiony sytuacją, skłonił się nisko, pragnąc ukryć uśmiech. Huba tymczasem spoglądał przyjaźnie, jakby dziękując, iż rychło dzięki niemu schowa do kieszeni dziewięćdziesiąt tysięcy.
Tymczasem Irma znakomicie odgrywała swoją rolę.
— Tyle słyszałam o panu Grocie — mówiła bez najmniejszego zmieszania — że doprawdy wdzięczna jestem hrabiemu, że zechciał mnie z nim zapoznać...

75