Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powoli, zamyślony, podążył na Wilczą, gdzie zamieszkiwała artystka. Obiecał wczoraj Irmie, że przyjdzie i dziś acz niechętnie, dotrzymywał słowa. Zresztą chciał wyjaśnić ich wzajemny stosunek.
Irma z niekłamaną radością powitała żokieja.
— Jesteś! — wyrwał jej się okrzyk ulgi, jakgdyby sądziła, że na wyznaczone spotkanie się nie stawi — Oczekiwałam tak niecierpliwie...
— Przybyłem... — jął mówić.
— Bo zależy ci troszkę na mnie...
W zachowaniu zazwyczaj wyniosłej kobiety było dziś coś z zakochanej dziewczyny. Oplotła szyję Grota ciepłemi, nagiemi ramionami i przywarłszy doń całem ciałem, wpiła mu się w usta długim pocałunkiem.
Grot odsunął ją lekko.
— Droga Irmo...
Cofnęła się o parę kroków, spoglądając na kochanka ze zdziwieniem. Milczał, dobierając słów, aby w sposób najbardziej oględny oświadczyć to, co zamierzał oświadczyć...
Grotowi przygód miłosnych nie brakło, lecz jakżeż tamte były od obecnej różne. Będąc żokiejem, a otrzymawszy wychowanie staranne, nie miał przystępu do tych sfer, wśród których pragnął znaleźć towarzyszkę życia. Dotychczasowe zaś miłostki, przeważnie z kobietami wielce lekkomyślnych obyczajów nudziły go szybko i żadna z nich nie umiała przykuć go do siebie na dłużej. Przekonywał się przytem, że chwilowe bogdanki ceniły w nim raczej mogącego dostarczyć „cennych“ dla gry informacji żokieja, niźli kochanka.
Ale wczoraj... Oszołomiły go nie tyle namiętne pieszczoty Irmy, co świadomość, że piękna i dumna

55