Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli ośmieliłem się niepokoić pana margrabiego — rzekł — to skłania mnie ku temu pewien ważny powód. Starano się mnie przekupić...
— Pana przekupić?
— Tak! Proponowano za przegraną na „Magnusie“ dziesięć tysięcy. — Doręczono nawet połowę tej sumy...
— Ale, kto?
— Jakiś tajemniczy człowiek... Nie znam go... Mianował sam siebie wysłannikiem „demona wyścigów“...
— Demon wyścigów! Dobry żart...
— A jednak pozostawił pieniądze! Oto one — dodał — wyjmując z za żokiejskiej bluzy paczkę... Składam je tutaj, do dyspozycji pana margrabiego... Sądzę, że przydadzą się na cel dobroczynny...
Złożył kopertę na stole i odetchnął z ulgą... Nakoniec pozbył się przeklętego ciężaru... Jakże wstydził się teraz swej chwili słabości, tam na narożniku... Toć, o mało...
Prezes wyciągnął do Grota rękę.
— Jest pan nie tylko świetnym jeźdźcem, ale i uczciwym człowiekiem! Dziękuję panu, w imieniu całego Towarzystwa...
Grot pragnął wypowiedzieć wszystko, co mu leżało na sercu.
— Ta sprawa z „demonem wyścigów“ — oświadczył — wydaje mi się wcale poważna! Prosiłbym pana margrabiego o opiekę... Sądzę, iż jest to niebezpieczna szajka... Zechce się mścić.
— Rozumiem! — przytwierdził prezes. — Od pewnego czasu i mnie zastanawiają niektóre wypadki na torze... Zajmę się energicznie... Dlatego też,

43