Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż teraz, kiedy zaginął Grot, posądzam, że to sprawka „demona“, bo dawno on zastawiał na niego sidła i pragnął się zemścić... Mnie nawet proponował, żebym przekupił Grota, ale odrazu oświadczyłem, że nic z tego nie wyjdzie... Był na niego wściekły... Choć Grot z drugiej strony coś wspominał o Uszyckim, pani Morenie i Lisiku...
— Pani Morena i Uszycki wyjechali z Warszawy. Zdaje mi się, że pańskie przypuszczenie jest słuszniejsze... A trafiłby pan do tej willi?...
— Wtedy umyślnie chciano mnie zmylić i auto, jakiem jechał, kołowało najprzeróżniej... Mam wrażenie jednak, żebym trafił... Właśnie w tym celu do pani przyszedłem... Chciałbym ratować Grota...
— Jedziemy! — zawołała Tina, zrywając się ze swego miejsca.
— Jakto, tak we dwójkę? — zdziwił się Maliński — O ile moje przypuszczenie jest trafne i tam więżą Grota, sami nie damy sobie rady! Może być wcale poważna walka! Demon wyścigów nie lubi żartować...
— Dzwonię do Dena!
— Do tego detektywa? Doskonale! Starczy za paru ludzi! Wolę, że on pojedzie, niźli ktoś z policji! Załatwi wszystko po cichu! A gdybym się pomylił, nie mam ochoty narażać się na gniew „demona“ i na nieprzyjemności...
Ale Świtomirska nie słuchała już Malińskiego. Jednym susem znalazła się przy telefonicznym aparacie. Jeśli Dena nie będzie w domu, zawiadomi policję.
Na szczęście odezwał się głos detektywa.
— Dobrze, że zastałam...
— Tak, ale, niestety, nic...

229