Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W nocy, słyszę trzaśnięcie drzwiami... Myślę sobie... pan Grot może coś sprawdza i drzwi zamyka... Ale rano godzina piąta — o piątej zaczynamy z końmi robotę — pan Grot z pokoju nie wychodzi... Czekam... Wpół do szóstej.... Jeszcze widocznie śpi... Zaglądam do pokoju, pokój pusty... To już wszystko we mnie zadrżało... Pan Grot się spóźnia? Opuszcza robotę? Nie galopuje „Magnusa“? Niemożliwe... Kręcę się, nie wiem co robić... A tu siódma... wpół do ósmej... Przybiegłem do panny hrabianki...
— O której w nocy wyszedł pan Grot?
— Może była dwunasta....
Głęboka zmarszczka przecięła czoło Świtomirskiej.
— Rzeczywiście... Tylko coś niezwykłego mogło mu się przytrafić. On zawsze taki punktualny, obowiązkowy...
— Nie spóźnił się nigdy o sekundę!
— A w domu byłeś?
— Byłem na Litewskiej! Mieszkanie zamknięte... Dozorca powiada, że wcale nie zachodził...
Świtomirska w zamyśleniu bębniła palcami po mahoniowym blacie stolika, o który stała wsparta. Wreszcie powziąwszy postanowienie, wyrzekła:
— Wracaj do stajni i z tamtąd telefonuj do mnie co pół godziny.. O ile do dziesiątej pan Grot nie wróci, zawiadomię policję...
— Słucham, panno hrabianko...
Gdy Błaszczyk odszedł — chodziła z jednego do drugiego pokoju, dosłownie nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Porwano Grota? Dalszy ciąg splotu intryg, jaki otaczał „Magnusa“? Uniemożliwić mu chcą wygranie „Derby“?...

218