Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nareszcie doszłaś do tego wniosku! No... no... Dawno ci mówiłem, że próżno sobie głowę zawracasz. Gdyby się zgodził na nasze zamiary, to co innego... A teraz? Puszczę wolno Grota, my zginiemy...
— Niewątpliwie! — przytwierdziła, z dobrze udanem przekonaniem.
— Pobiegnie do policji, rzecz prosta... Ty i ja znajdziemy się w więzieniu... Poznał mnie!... Domyśli się twojego udziału!... Musimy ocalić naszą skórę... Tak...
— A czyż władze nie dojdą, co się z nim stało?
— Wiele wody w Wiśle upłynie, zanim go odnajdą w gliniankach... O ile odnajdą! A posądzenie w żadnym razie na nas nie spadnie...
— Masz rację!... Tak będzie najlepiej...
Spojrzał nieco ironicznie.
— Nie boli cię już serce o Grota?...
Irma zaprotestowała żywo:
— Zrozum, że nie tylko nic mi na nim nie zależy, ale go niecierpię... Może kiedyś miałam nań zamiary, ale sam wiesz czem się skończyło... Niecierpię Grota teraz... Myślisz, że nie wiem, iż durzy się w Switomirskiej?... Jedynie dla tego zgodziłam się przyjąć udział w tej „wyprawie“, choć nie wiedziałam, że tak tragicznie musi się zakończyć, że i ja chciałam odpłacić się Grotowi... Nienawidzę, przysięgam nienawidzę!... Mam się martwić, że zginie? Niechaj zginie, niżli ma należeć do innej!...
Policzki Irmy płonęły. Tyle niekłamanej nienawiści biło z jej głosu, gdy wspominała o stosunku Grota do Switomirskiej, że rzekomy Smith, w zamyśleniu pokiwał głową.

191