Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzej wynosić się z Polski... Nie całkiem poszło po myśli ostatnio, ale w każdym razie zarobiliśmy sporo... Szczególniej, gdy teraz uda się w „Derby“...
— No... tak...
— Mój koncept z „demonem wyścigów“ był znakomity... Nie demaskując się, obrobiliśmy z żokiejami szereg „kombinacji“ i dotychczas nie wiedzą oni, kto z niemi o układanie gonitw pertraktował. Posądzać mogą wszystkich, ale nigdy im do głowy nie przyjdzie, iż to poza „demonem“ ukrywał się Smith. Dobroduszny, flegmatyczny anglik Smith... Anglik Smith, który ledwie „dzień dobry“ umie wyjąkać po polsku... Hę, źle pomyślane...
— Doskonale! — przytwierdziła, bez wielkiego przekonania w głosie, myśląc o daleko bliżej obchodzących ją sprawach.
— Otóż ta początkowa „kombinacja“ — opowiadał dalej, jakby czyniąc przed siostrą obrachunek swej działalności — dała nam koło stu tysięcy... Ty pomogłaś wiele... Bo niemoglibyśmy nikogo przekupywać, ani czynić zakładów, gdyby nie pożyczone przez ciebie pieniądze...
Wiedziała o tem Irma. Kiedy przed paru miesiącami do Warszawy zawitał jej brat, zadziwiła się wielce, a nawet nie poznała go w pierwszej chwili. Trudno, zaiste, było w tym eleganckim, zrównoważonym cudzoziemcu, rozpoznać dawnego Antka Grzelaka, o którym słuch zaginął. Każdy ruch, każdy gest znamionował jak najtypowszego syna Albionu. Prawda przedstawiała się tak — iż Grzelak służąc, jako chłopak stajenny przed wojną, spodobał się jakiemuś trenerowi anglikowi i ten go z sobą zabrał zagranicę. Tam spędził Grzelak z górą

185