Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Switomirska wykonała przeczący ruch ręką.
— Raz jeszcze powtarzam, nie przyjmę...
— Szaleństwo!...
— Może szaleństwo, ale nie przyjmę... Pan zaś tu pozostanie...
— Kiedy...
Może wbrew zakazowi hrabianki, skryłby się baron w sąsiednim saloniku, gdyby nie było już za późno. Na progu stanął Lisik, mierząc obecnych zdziwionem i podejrzliwem spojrzeniem.
Swoim zwyczajem kłaniał się nisko.
— Może przeszkodziłem...
Baron zaczerwieniwszy się mocno, zły z powodu spotkania z lichwiarzem, odwrócił się do okna, udając, iż niby to niechcący asystować będzie przy niewyraźnej tranzakcji. Najwięcej niepokoiło go, aby nie wygadała się Tina, jaką propozycję uczynił poprzednio.
— Nie przeszkodził pan! — mówiła tymczasem Switomirska do Lisika — Odwiedził mnie pan baron Uszycki i jest o tranzakcji z „Magnusem“ poinformowany...
— Ach, tak!... Cóż postanowiła jaśnie panna hrabianka?...
— Cóż mogłam postanowić? Przez te parę godzin nie zebrałam pieniędzy...
— Bardzo mi przykro... W takim razie...
Uszycki z tłumioną wściekłością przysłuchiwał się rozmowie. Głupia gęś... Idjotyczne fumy i fantazje... Teraz oni skorzystają, a na niego ledwie ochłap przypadnie. Gdyby się zgodziła... Tyle można było zarobić pieniędzy, a nuż zostałby mężem Switomirskiej..
Nagle stało się najgorsze...

151