Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Skoro koniecznie pan chce — mruknął, pokiwawszy głową. — Proszę!.. Ucieszą się tam nawet bardzo do pana... Tylko... Można z kimś beczkę soli zjeść, a go nie poznać... Pan... i gracz.
— Ale raz tylko.. dla próby...
— Od tego pan zacznie... a na totku skończy.. Maliński przepowiada.
Grot był nieco odmiennego zdania i odmiennie zapatrywał się na swoją wyprawę — na aluzję nie odparł jednak ani słówkiem.

Aczkolwiek władze surowo prześladują potajemne klubiki — te w Warszawie kwitną, bowiem zamiłowanie do hazardu jest silniejsze, niźli obawa prześladowań. Zresztą czemuż gorsze mają one być od totalizatora uprawianego jawnie i bez przeszkód?
Właściwie klubiki podobne są zrzeszeniami wtajemniczonych graczów, zmieniającemi stale, w obawie rewizji, swój lokal — rozmaici wykolejeńcy, za należytą opłatą, zgadzają się służyć swem mieszkaniem na podobny użytek. Oczywiście dostanie się do klubiku wtedy jest możliwe, gdy się posiada odnośne hasła, otwierające wrota sezamu, a składające się ze stukań i słów.
To też gdy Maliński zastukał pięciokrotnie z pewnemi odstępami do jednego z parterowych mieszkań przy ulicy Koszykowej — drzwi jeszcze się nie rozwarły — a dopiero gdy szepnął „as pik“ — uchyliły powoli, jakby pozbywszy się niedowierzania.
Grot w ślad za swoim przewodnikiem znalazł się w sporym elegancko umeblowanym pokoju. W pierwszej chwili nie dojrzał nic, poza gęstemi kłębami tytuniowego dymu. Później rozróżnił, iż dokoła dużego, czworokątnego stołu, zasiada kilka-

134