Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mienie zadźwięczało w głosie Malińskiego. — Nie! Któż to taki?
— Lichwiarz! Śmitomirski zastawił przed śmiercią u niego „Magnusa“. Sądziłem, że i on należy do tej bandy...
— Świtomirski zastawił „Magnusa“? Ładna historja! Cóż teraz będzie?
— Damy sobie radę! — umyślnie rzucił żokiej przechwałkę, choć ta „rada“ w jego pojęciu przedstawiała się nader smutnie i zbliżona była do tragicznej decyzji Świtomirskiego. — Damy radę!... Więc i Lisika pan nie zna?
— Nie!...
— Przecież wspominał pan, że słyszał o moich przykrościach?
— Ot, tak....
— Panie Maliński! Albo mów pan wszystko, albo gadać półsłówkami, szkoda czasu...
Maliński nieproszony wypił kieliszek. Spojrzał na Grota, a w jego oczach zamigotał znów ów serdeczniejszy, przyjacielski ognik.
— Panie Jasiu! — rzekł. — Powiem, co mogę powiedzieć — Ci, o których pan się dopytuje, nie słyszałem, żeby mieli z „demonem“ coś wspólnego... Co się „demona“ tyczy? Swego czasu chciano, żebym pana „zatruł“, namówił do nieuczciwej jazdy... Początkowo zgodziłem się, ale po paru rzuconych aluzjach, znając pańską uczciwość, pojąłem, że to do niczego nie doprowadzi i zrzekłem się misji... W gruncie, dumny byłem z pana. Bo zato pana lubię, że pan taki prawy i szlachetny. Nie całe życie się było „kombinatorem“ Malińskim...
— Hm! — mruknął niewyraźnie Grot.
— Gdy później przegrał „Magnus“ pojąłem, iż

130