Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szarpnął się niezadowolony — poznawszy Malińskiego.
Nie, ten doprawdy, stale musiał się czepiać, w chwili najmniej odpowiedniej...
— Przepraszam!... Bardzo się spieszę! — burknął.
Maliński jednak, gdy kogo pochwycił, nie ustępował tak łatwo.
— Widzę, że pan bardzo się spieszy!... Ale ze starym znajomym słów parę zamienić można...
— Kiedy.... bo...
— Taki pan zamyślony? Słyszałem... Dużo przykrości...
Grot żachnął się gniewnie.
— Przykrości? Nic nie wiem...
— Szkoda, że pan zajęty... Zaszlibyśmy do jakiej knajpki, trochę pogawędzić...
Grot, który początkowo chciał natychmiast pozbyć się natręta, zmienił postanowienie. Czy nie wszystko jedno, parę godzin później, czy wcześniej? Przypomniał sobie nagle swą ostatnią z nim rozmowę i zapragnął potwierdzić swoje przypuszczenia, a może pochwycić nowe szczegóły... Toć nie darmo wypsnęło się wówczas, po pijanemu, Malińskiemu ostrzeżenie, że „demonem wyścigów“ jest kobieta... Och, czemuż nie powiedział wyraźniej, że Irma... I choć obecnie te informacje stawały się Grotowi zbytecznie, jednak korciło go...
— Hm! — rzekł tonem znacznie uprzejmiejszym, niźli poprzednio. — Cóż, ostatecznie mógłbym z panem gdzie zajść! Byle niedługo i nie do „Niespodzianki“... Nudzi mnie ta knajpa...
— Nie chce pan do „Niespodzianki“? To chodźmy do innego baru... Na Marszałkowską!... — zgo-

127