Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Droga pani Irmo! — rzekł wreszcie. — Mam wrażenie, że wpadłem niechcący... na jakąś... oryginalną scenę... Pani wystraszona, nieswoja... Pan Grot również tu bawi... Hm, dziwne, doprawdy!... Czy wolno mi zaofiarować swą pomoc, celem pozbycia się intruza?...
Irma, ujrzawszy barona, uspakajała się powoli.
— Nic nadzwyczajnego! — bąknęła.
— Jakto? Nic nadzwyczajnego? — znakomicie udawał nadal zdziwienie Uszycki. — Słyszałem jakieś krzyki... Właściwie, co pan Grot tu robi?
— Rozmawialiśmy głośno!... Był zdenerwowany po przegranej „Magnusa“...
— Hm... zdenerwowany? Ale odkądże to pan Grot zaszczyca panią swemi odwiedzinami i jej przychodzi wyznawać swoje smutki?
— Ot, tak się złożyło!...
Grota nudziły dalsze wykręty. Rozumiał, że musi dać swej obecności prawdopodobne usprawiedliwienie, a uważając Uszyckiego za najlepszego przyjaciela chlebodawcy, postanowił mu wyznać całą prawdę. Gdyby mniej był podniecony i wzburzony, gdyby jego napięte do ostatecznych granic nerwy, nie domagały się natychmiastowej ulgi i wyrzucenia z siebie wszystkiego, co wiedział, lub czego się domyślał — spostrzegłby może ów wzrok pełny nienawiści, jakim mierzył go baron i ze swojemi rewelacjami wystąpiłby mniej pochopnie.
— Panie baronie! — oświadczył, patrząc mu prosto w oczy. — Wiem, że łączy pana z hrabią zażyły stosunek i nie będę miał przed nim tajemnic. Będę mówił, jakgdybym stał przed Świtomirskim, bo idąc otworzyć drzwi, jego to właśnie pragnąłem napotkać. Zaszły tu sprawy niezwykłej wagi i tylko z tego powodu o tak późnej porze znalazłem się w

99