Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sama nie wiem co się ze mną dzieje? Będę musiała szczerze opowiedzieć wszystko Renie. Jeszcze tego nie robię, bo... mnie krępuje, iż stracę cały prestige dotychczasowy. Jakiś przystojny hochstapler wyprawia ze mną, co sam chce! Wcale jutro nie pójdę... albo każę się zamknąć do domu dla nerwowo chorych...

Wtorek

Byłam... będę... jestem zgubiona! Jak ciężko mi to wszystko pisać! Cały dzień wczoraj biłam się z myślami, parę razy chciałam już prawdę siostrze powiedzieć, prosić o pomoc... ale przez usta mi nie przeszło... jestem zbyt dumna... Tysiąc razy postanawiałam, że wcale z domu nie wyjdę... i w końcu wyszłam, aby...
Oczekiwał na mnie, jak było umówione, w automobilu prywatnym; wewnątrz auto przystrojone było różami, snać na moją cześć.
— Zgodzi się pani — rzekł całując rękę — przejechać za miasto?
— Owszem! — odpowiedziałam, wsiadając pierwsza. Sama rada byłam z tej wycieczki, sądząc, że w samochodzie nikt ze znajomych nas nie zobaczy.
Jechaliśmy długiemi ulicami, wymijając szybko sznury stłoczonych pojazdów. Przemknęliśmy Marszałkowską płosząc przechodniów. Skręcaliśmy przez belwederską rogatkę na Wilanowską szosę.
— Dokąd mnie pan porywa? — zapytałam ze śmiechem — czy na raki do Wilanowa? to banalne!
— Gdyby pani się zgodziła — odparł — miałbym pewną propozycję do uczynienia.
— Słucham?
— Zamieszkuję mały domek w Konstancinie. Jeszcze tego nie zdążyłem opowiedzieć... Znacznie milej