były in praedicamento[1] do carstwa (to jest Mikitycz Romanow młody, syn metropolity rostowskiego, a kniaź Wasyl Galiczyn), były podejrzane, żeby fawor[2], który mieli, z jakiejkolwiek okazyi do nich się nie wrócił; starał się o to pan hetman, i namawiał Galiczyna, żeby poselstwa się podjął. Perswadował mu, że tak wielkie rzeczy przez wielkie ludzie, jakim on jest, mają być sprawowane, więc upewniając go, że za tym poselstwem ma mieć principem locum[3], przystęp pierwszy do łaski króla jegomości i królewicza. Smakowało to Galiczynowi i podjął się tego poselstwa. Mikitycz Romanow młody był chłopiec (jako się wyżej wspomniało), nie było go jako w poselstwo wrazić. Ale przecie ojca jego (żeby go mieć niejako za zakład), postarał się pan hetman, że go od duchownego stanu posłem mianowano. Allegował[4] tym pan hetman, że nietylko z dostojeństwa, ale i z urodzenia potrzeba do takiej sprawy czesnego, po naszemu zacnego człowieka, a tym ukazywał się jakby palcem ten to Filaret metropolit rostowski, Mikityczów ojciec; bo zacnością urodzenia żaden z duchownych nie był mu równy, więc też i z urzędu tego metropolitariskiego, który wtore ma miejsce między moskiewskiemi metropolity.
Tak gdy już tych dwoch deklarowano principes legationis[5], mianowano innych, których sam niemal wszystkich Galiczyn sobie kwoli, żeby ich po woli swej miał, sobie obrał. I tak wielkim orszakiem, bo mieli z sobą do czterech tysięcy człowieka, ku Smoleńsku w drogę się puścili. Pan hetman przydał im za przystawa pana Mikołaja Herburta, starostę