Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sukienkach, oznajmiając, że idą na podwieczorek, o którym wspominała pani Marja.
— Taka szkoda, że nie możesz pójść z nami! zawołała Madzia — byłoby nam daleko weselej!
— Pamiętacie, jak to było przyjemnie, gdy nam pozwolono wejść na drzewa wiśniowe i zrywać jagody do koszyka — dodała Stokrotka. Uzbierałyśmy dużo na konfitury, a przytem wolno nam było jeść ile się podoba, ale myśmy nie używały tej przyjemności tak dalece, jak ty dziś rano.
Madzia spojrzała na Stokrotkę z wymówką i szepnęła:
— Nie mów już o tem, wszak widzisz jak bardzo Zosia jest przygnębiona i smutna.
— O tak — moje drogie — strasznie się wstydzę mego łakomstwa, ale połykałam tak żarłocznie z przyzwyczajenia, ponieważ rzadko miałam sposobność jedzenia różnych przysmaków, więc pożerałam ile się dało. Zapomniałam, że nie jestem u macochy, ale u was, moje drogie.
— Jak kto je tak bez pamięci, to się robi podobny do zwierzątka — zauważyła Stokrotka z powagą.
Madzia widząc błysk gniewu w oczach Zosi, nakazała Stokrotce milczenie. Wszystkie trzy ucałowały Zosię na pożegnanie i poszły czekać na ganku zanim konie zajadą.