Strona:Sokrates tańczący.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W duszne rozpalone dnie wlecze się ulicą i sapie. Jest to wtedy tłusta, rozlazła baba, skwarna Śmierć Miejska, z czerwoną, jak piwonja, błyszczącą twarzą. Poznaję ją natychmiast po rybich oczach i ociężałych ruchach nóg w rudych pończochach.
Więcej nic o niej nie wiem, gdyż nie od ważyłbym się jej śledzić. Przechodzę zwykle szybko, z udaną obojętnością, nie oglądam się. Wiem jednak, że ona przystaje wtedy, odwraca się powoli i długo patrzy za mną bezmyślnie-kobiecym wzrokiem.
Ulice zaś są prawie puste, wymiecione skwarem.