Strona:Sokrates tańczący.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10.

Nazajutrz owładał mną bezruch. Zapatrzenie. Co rano przesiadywałem w pustej jeszcze, wyfroterowanej cukierni. Piłem czarną kawę, patrząc daleko, na nic. Serce bardzo biło, oddychałem głęboko, nie wesoły, nie smutny, nijaki.
I nagle, bywało, mgnęło coś we mnie: „Taksamo było już niegdyś“. Budziła się wieczność. Odkrywały mi się pradzieje przedmiotów. Rozczulony byłem własną świętością. Słabłem i rozpływałem się w sferze nienazwanych przeżyć: wędrowałem w melodji — wzdłuż jej biegu. Nie myślałem. Zresztą, nie potrafię tego wyrazić.