Strona:Sokrates tańczący.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


LEGENDA AUREA.


1.

Z głębi błękitnej komnaty, z omroku cieni i ciszy, w którą rzucałem stęsknione oczy, mówiące: przyjdź! — w którą rzucałem bezgłośny gorący szept: przyjdź! — do której wyciągałem spragnione ręce, mówiące: przyjdź! — z głębi błękitnej komnaty wypłynie melodyjnie moja Legenda, moja Legenda, ciepło pachnąca szczęściem. Czule, najczulej położy mi rękę na czole — muśnie po twarzy — na ustach ją złoży (— o, pocałunku wyszeptany!—), a potem wróci do oczu i przymknie je dłonią, tak dobrze znaną, kochaną... Przechylę głowę, wesprę ją na jedwabnem ramieniu mojej Legendy, i spłynie mi do serca dziecinny, słodki sen. Powstaną moje dni minione, popłynie aksamitem myśli najcichsza opowieść o młodości, o tym co było, co już nie wróci, co się straciło...
Już mam zamknięte oczy. Już, jak szeleszczące szale niepokojących perfum, szemrze najdroźsza baśń, wpleciona w moje sny pierwszym trwożnym uściskiem, wświetlona w moje sny promiennemi oczyma... Szemrze, szemrze, serdeczna...