Strona:Sofokles - Król Edyp.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziś nędzny ja, wyrodny syn,
Zakałą jestem domu.
I wszelkie klęski i katusze
W głowę godzą, dręczą duszę.

CHÓR

Żeś dobrze począł — nie śmiałbym ja wierzyć,
Żyć w takiej ciemni! O lepiej ci nie żyć.

EDYP

Że nie najlepiej ja sobie począłem,

Nie praw mi tego i szczędź mi nauki. —
1370 

Bo jakim wzrokiem patrzałbym na ojca,
Wstąpiwszy z ziemi do Hadu ogrojca,
Jakim na matkę? Spełniłem ja czyny,
Że żaden stryczek nie zmógłby tej winy.

A czyżby dziatki przy ojcowskim boku —
1375 

Skądkolwiek one — coś dały ochłody?
Nie dla mnie rozkosz takiego widoku!
Ni miasto, bogów świątynie i grody!
Bom ja najwyższą w Tebach dzierżąc chwałę,

Sam ich się zbawił, gdym miótł złorzeczenia,
1380 

By wygnać zbrodnię i bogów zakałę,
Choćby z Laiosa była pokolenia.
Czyżbym ja zdołał takie hańby znamię
Dźwigając, podnieść ku dzieciom me czoło?

O nie! lecz raczej podniósłbym me ramię
1385 

Na słuch i ten bym zmiażdżył, by wokoło
Szczelnie odgrodzić nieszczęsne me ciało,
Aby i ucho odtąd nie słyszało;
I tak pozbawion i wzroku i słuchu,

Możebym wytchnął w nieświadomym duchu.
1390 

Czemuś mnie przyjął, szczycie Kiterona,
Czemuś nie zabił, by wśród twych pasterzy
Wieść gdzieś zamarła, z jakiego ja łona!
Polybie! moja rzekoma macierzy,

Koryncie! czemuż dla złego osłony
1395