Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co ty — tu — robisz? — huknął groźnie podskarbi, zatrzymując się na każdym wyrazie.
— Miejsca szukam — odpowiedział Serwuś. — Pani podskarbina mi dała odprawę. Chciałem tylko pojechać podziękować za wszystkie łaski jaśnie wielmożnemu panu i szczęścia szukać gdzieindziéj.
Podskarbi się przeżegnał.
— Cóżeś ty przeskrobał? hę, gadaj! Gadaj mi zaraz!
— A nic, tylko się moje usługi nie podobały.
— Łżesz! — krzyknął porywczy podskarbi grubiańsko, jak to naówczas było we zwyczaju z podwładnymi.
Serwuś, zarumieniony, już się prostował.
— Ja nigdy nie kłamię! — odparł buńczuczno, pomimo że w téj chwili kłamał.
— Fiu! fiu! patrzaj-no go, jaki mi tęgi!
Podskarbi się już trząsł z gniewu.
— Tu nie miejsce na rozprawy z tobą (wistocie sporo ludzi się skupiać zaczynało). Żebyś mi się stawił na moję kwaterę na Wileńską ulicę, do kamienicy zielonéj. Tam się ze sobą rozprawimy.
To mówiąc, podskarbi się posunął daléj, a Serwacy, ścigany oczyma mnóstwa świadków, wymknął się conajprędzéj z pałacu.
Dopiéro w ulicy lżéj odetchnął. Co tu było robić? Podskarbi, prawda, miał do niego prawo, zadziérać z nim nie było bezpiecznie, musiał go słuchać, ale sprawy honorowéj z Minkiewiczem na kołku powiesić nie mógł.
Popędził tedy na kwaterę do Derengowskiego, którego szczęściem jakiémś zastał w domu, co się rzadko trafiało. Po twarzy wywróconéj Prze-