Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ani składu, a buta straszna; każdy chciał być piérwszym, nikt posłusznym i karnym.
Zrobiło mu się, słuchając, przykro i boleśnie jakoś, jakby kto piołunem napoił.
Toczyło się wciąż jedno gadanie o egzorbitancyach i ekscesach Sasów, narzekania na magnatów; każdy do tego zmierzał tylko, aby sam był wolny od wszelkich ciężarów, choćby te spadać miały na drugich.
Chwalił się jeden że się wykupił, drugi że się wyprosił, trzeci że się wykłamał i znajdowano to bardzo piękném. Opowiadali sami, jak się przed panami płaszczyli, za oczy potém psy na nich wieszając.
Serwacemu brwi się marszczyły okrutnie, a we wnętrzu mu wzbiérało, jakby znów miał z czém wybuchnąć, prawdą sypiąc w oczy. Szczęściem, nim rozżuł co miał powiedziéć, okazya minęła i wzburzenie przystygło. Podkomorzy zaś, obaczywszy gościa na uboczu stojącego, zasępionego i samotnego, i przypisując to zadarciu się z Minkiewiczem, obrócił się doń z pytaniami o Dreznie i królu jegomości nanowo. Wszyscy się tedy za jego powodem zwrócili do Przebendowskiego. Ale Serwacy nie czuł w sobie najmniejszéj ochoty do szérokiego rozpowiadania i zbywał półsłówkami.
Najbardziéj szlachtę intrygował i niepokoił Fleming, którego instynktowo obawiano się najmocniéj. Wieści o jego robotach, dla wprowadzenia absolutum dominium, rozpowszechnione były. Gdy tej materyi tknięto, Przebendowski z poczucia obowiązku już się nie powstrzymywał i rzekł:
— Jeżeli my lepiéj niż dotąd bronić się nie będziemy umieli, pewna rzecz że Sasi kraje rze-