Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiém uwiadomiony, zawoławszy prędko do siebie, powiada:
— Blacho serdeczny, dobierz sobie najlepszych ludzi i konie, na rany Pańskie, szlakiem lubelskim ruszaj, goń co żywiéj, ażebyś mi zdrajcę Pocieja wziął i tu przystawił. Jak nie ty, to już nikt.
Ledwie to posłyszawszy, piorunem się rzuciłem. Konie były szczęściem pokulbaczone, ludzie gotowi. Cwałem gnamy na szlak. Ano, licho nadało, baba z wiadrem drogę przeszła i wymknął się nam hetman. Bylibyśmy go nawet nie widzieli, gdyby mi się śród drogi jeden z ludzi jego nie natknął. Przyparliśmy go i wzięli na spytki: gadaj! Wyśpiéwał nam zastraszony, że Pociej już przed nami gnał do Lublina, co koń wyskoczy.
Zrobiło mi się strasznie markotno, ale nie żałując ni siebie, ni koni, poparliśmy wcwał za nim.
Stojowski, szczęśliwszy odemnie, odsadził się naprzód, na oko go wziął i dopędził na moście w Lublinie.
Wtém jednemu z Pociejowskich ludzi koń padł na samym moście, jakby naumyślnie, i Stojowskiego zahamował, bo drogę mu zawalił. Ogiński, który z hetmanem był, widząc że im już na szyi siedzą, z pistoletu palnął i konia dereszowatego pod Stojowskim ubił. Gdym dopadł, już Pociej, w miasto się dostawszy, jak kamień w wodę znikł. Gdy my ze Stojowskim na moście przez padło to się przedziéramy na gwałt, a tu już nam przed nosem bramy zamknięto.
Póki żyw tego nie opłaczę, że mi uszedł — dodał Blacha. — Klnę się na rany Pańskie, że gdy-