Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mająca sobie za obowiązek ducha dodawać bratu, podniosła głowę, czekając jaśniejszgo tłumaczenia.
— Walczyłem do ostatka — rzekł Fleming — a ty jedna wiész, ile ran pokryłem uśmiéchem. Muszę téż królowi oddać sprawiedliwość, że dotrzymywał mi placu do granic możliwych. Wreszcie stary wpływom wszystkich, co go otaczają, oprzéć się dłużéj nie mógł.
Przebendowska pobladła.
— Ale cóż się stało? co? — zapytała.
— Wracam od króla — dodał Fleming krótko. — Postanowiono że skrypt hetmanom mam zwrócić.
Uśmiéchnął się smutnie. Następstwa dobrze zrozumiała podskarbina i spuściła głowę, nie mówiąc słowa. Feldmarszałek chodził po pokoju, ze spokojnością pozorną.
— Przerażono króla nową kofederacyą, rosnącą niechęcią szlachty ku niemu, która synowi do tronu drogę mogła zaprzéć; znudziły mu się te sejmy, rozchodzące się z groźbami.
Westchnął.
— Sam król ci to powiedział? — spytała siostra.
— Sam i stanowczo. Usiłowałem walczyć jeszcze... napróżno! Vitzthumowie, Lubomirscy, nie wiem już kto, wystawili mnie przed nim jako marzyciela, który zawsze tylko psuł wszystko, a nic nigdy do końca doprowadzić nie umiał. Wiem niemal wyrazy, w jakich mnie przed nim oskarżono i jak odmalowano. August się opiérał do ostatka. Użyto Orzelskiéj, a ta jest dziś wszechmocną. Skrypt oddać potrzeba.
— I wyrzec się wszelkich na przyszłość nadziei, aby kraj od anarchii ratować? — podchwyciła podskarbina.